Jak zmieniła się nasza komunikacja w świecie online?

Przed pandemią wszystko było prostsze. Zdecydowana większość życia odbywała się stacjonarnie. Chodziliśmy do pracy, spotykaliśmy się na zebraniach, przychodziliśmy na codzienne zbiórki „daily standup” i na szkolenia. Oczywiście część z nas w pracy czasem wykorzystywała wideokonferencje. Były nawet takie osoby, które pracowały w zdalnych lub wirtualnych zespołach od dawien dawna. Jednak większość z nas prowadziła życie w „realu”.

Co się zmieniło?

Teraz, po prawie dwóch latach pandemii i wymuszonej, przyspieszonej transformacji cyfrowej tryb on-line stał się dla wielu pierwszym wyborem. Pracujemy z domu, dołączamy do zebrań na Teamsach, logujemy się na zooma na szkolenie, a w „Daily standup” bierzemy udział na siedząco przy wirtualnej tablicy. Można by wyliczać dalej, nie zapominając o spotkaniach rodzinnych czy wywiadówkach w szkole.

Część z nas szczerze pokochała taką formę pracy i spotkań (nie tylko biznesowych), a część nadal broni starego porządku i postrzega online jako formę tymczasową.

Trzeba się jednak pogodzić z tym, że ten wirtualny świat zostanie z nami na dłużej. Na zaprzyjaźnionym blogu o agile przeczytałem „praca zdalna zostanie z nami na zawsze, tylko blackout może to zmienić”.

Pytanie, które tu chciałbym postawić, dotyczy zmiany w naszej komunikacji w świecie online.

Dawniej, na spotkaniu, w pracy czy na szkoleniu, uczestniczyliśmy całym ciałem i wszystkimi zmysłami. Nie tylko słyszeliśmy się, ale widzieliśmy też gesty, czytaliśmy mimikę twarzy. Na nudnych zebraniach widać było, jak powieki same opadają, a na tych ciekawych – wypieki na twarzach słuchaczy i ożywione reakcje.

Co z tego pozostało w online? Co stało się z naszą komunikacją?

Obawiam się, że dla własnej wygody i ochrony prywatności ograniczamy komunikację zaledwie do przekazu głosowego, często nie troszcząc się o włączenie kamerki. Tu uważna czytelniczka i czytelnik mogą zauważyć, że mogą pojawić się bariery techniczne, jak np. słaby Internet (nie mówiąc już o bałaganie w pokoju😊). Czy jest to argument prawdziwy czy tylko wygodny?

Często słyszę w swoich grupach szkoleniowych – jako prowadzący i jako uczestnik – że przed kamerą czujemy się nieswojo. Jak bumerang powraca argument ochrony wizerunku. Doprawdy!

Przecież wychodząc do biura, wchodząc na zebranie czy salę szkoleniową nie chowamy się za szafą, chroniąc swój wizerunek. Uczestniczymy w komunikacji całym sobą, wyrażając emocje postawą, gestykulacją czy też mimiką.

Ktoś powie, że zainteresowanie można wyrażać nie tylko gestem czy mimiką twarzy, lecz również formą werbalną. W sumie tak, jednak na salach zebrań czy szkoleń nie widywało się rzędów publiczności mówiącej „tak, rozumiemy” lub chrząkającej by wyrazić zrozumienie dla przekazywanych treści. Zwykłym widokiem były kiwnięcia głowami, uśmiechy i spontaniczne gesty.

Co nas powstrzymuje przed pełnym uczestnictwem w komunikacji online?

Kryjąc się za czarnym ekranem, sami świadomie zawężamy kanały komunikacji. Sami tę komunikację zubożamy, nie dając szans naszemu rozmówcy na nawiązanie z nami prawdziwej, szczerej relacji i na poznanie naszych emocji i odczuć. Prowadzący szkolenie, spotkanie czy rozmowę online pozostaje w niepewności czy i jak są odbierane jego słowa.

Gdy następnym razem postanowisz wyłączyć na spotkaniu kamerę, proszę zadaj sobie pytanie: co się dzieje z naszą komunikacją? Czy komunikacja ma polegać na tym, że to tylko JA mam słyszeć i widzieć, a mnie nikt nie musi oglądać? Jaka jest jakość i efektywność takiej jednostronnej, ograniczonej komunikacji? Wreszcie, czy w ten sposób okazujemy rozmówcy szacunek?

Marcin Jackowski